Pomagać czy nie pomagać? c.d.
„Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąć, wiecznie czyni dobro…”, zdaje się, że znaczna część dzisiejszego pomagania stoi w opozycji do powyższego cytatu…
Święta i czas świąteczny jest okresem m.in. dużych ruchów w świadomości zbiorowej związanych z tzw. „czynieniem dobra”. A jak wiemy, choćby z poprzednich wpisów, ruch w świadomości zbiorowej ma olbrzymi wpływ na świadomość poszczególnych osób.
Czemu znaczna część dzisiejszej pomocy wg mnie stoi w opozycji do cytatu, który jest na początku wpisu? A temu, iż przynosi zgniłe owoce… Odsyłam do wypowiedzi podanej w linku w pierwszym wpisie o pomaganiu. Jak wygląda pomoc z perspektywy osoby bezdomnej i do czego prowadzi… Co utrzymywało bohatera wypowiedzi w tym stanie, a co pomogło wrócić do życia…
Należałoby zadać sobie pytanie: czy mój egocentryzm związany z pomaganiem może zaszkodzić „pomaganemu”? Czy jeśli jestem skupiony na tym, jak dobrze się czuję pomagając innym, mogę zobaczyć konsekwencje swojej pomocy? Czy którykolwiek „pomagacz” zastanawia się nad tym? Jakie konsekwencje może przynieść moja pomoc? I mnie i osobie, której pomagam…?
Podejrzewam, że najczęściej jest to uleganie ruchowi w świadomości zbiorowej, a zatem bezmyślny pęd owczy… Pół biedy, jeśli pomagamy na własną rękę i powoduje nami, zasilona energią zbiorową nasza część nieświadoma. Jeśli ją odkryjemy, należycie i z uczuciem o nią zadbamy, jest po robocie… Gorzej, jeśli nasza część nieświadoma zasilana jest nieświadomością (tożsamą) zbiorową. Suma energii poszczególnych osób może mieć katastrofalne skutki zarówno dla „pomagaczy” jak i dla „pomaganych”…
No tak, ale co wtedy, jeśli faktycznie pomaganie służy mnie, a nie „pomaganemu”? To jakie to pomaganie się pytam? Uczciwiej byłoby wykonać usługę… Chyba, że „darami”, płacę za to, że sobie zrobiłem dobrze… Ba! Jeśli robię to bez pytania i nieświadomie, to bardziej tu pasuje wykorzystałem lub użyłem do swoich celów. Tylko co z „pomaganym”? Z czym go zostawiam? A co jeśli dodatkowo zabrałem, żeby nie powiedzieć odebrałem mu/jej, resztki energii? Szczególnie to widać kiedy „pomagany”, jest „chory”. Niesie to za sobą bardzo poważne konsekwencje…
Rzadko kto się nad tym zastanawia i rzadko kto zdaje sobie z tego sprawę, jak potężną energię uruchamiamy działając w grupie. Bo jeśli sam próbuję komuś „pomóc”, atakuję, żeby nie powiedzieć gwałcę wtrącając się w czyjeś życie to pół biedy… np. modląc się za niego… Żyjemy w kraju katolickim więc to adekwatny przykład… Modląc się uznaję, że wiem lepiej jak powinno wyglądać czyjeś życie, jak to często robiły, czy robią nasze babki, matki czy ciocie… Np. modląc się żarliwie o to, żeby syn, córka, czy wnuczek, czy wnuczka nie straciła pracy, albo dobrze jej poszły egzaminy…Znacznie gorzej jest jeśli uruchamiamy gromadne działanie… Z mojego doświadczenia takie pomaganie bardziej przeszkadza niż pomaga. Począwszy od pomagania ciężko chorym osobom, poprzez zbiórki, modlitwy, aż po wszelkie łańcuszki…
Bo skąd ja tak naprawdę wiem, co jest potrzebne z poziomu mojego umysłu? Często ta nasza nieprzemyślana pomoc uruchamia potencjały energetyczne, które w pewnym momencie uniemożliwiają powrót do równowagi, a co za tym idzie do zdrowia. Człowiek będąc w stanie zachwianej równowagi jest bardziej podatny i wręcz bezbronny na działanie świadomości zbiorowej! Jeśli na dodatek jest to działanie bez wiedzy zainteresowanego, to co to jest? To jest gwałt, często zbiorowy na samym „pomaganym”; ? Nie wiem po co ktoś, komu chcę układać życie przyszedł na ten świat, co chce tu robić, jak chce robić, w czym chce się doskonalić… Na głębszym poziomie tak naprawdę nie wiem nic o tym człowieku, czy on chce żyć, czy nie chce, jak chce żyć, nie wiem co on tam w swoim sercu niesie… Dlaczego jest mu już tak ciężko z tym co niesie, że organizm nie jest w stanie tego udźwignąć… A ja mu jeszcze dokładam kolejny ciężar w postaci „energii pomocy”. Przecież jeśli nic po drodze nie zrównoważy tej dawki, to kto jest w stanie ją dźwignąć???
Podobnie jest z dawaniem, pomaganiem w formie konkretnej rzeczy. Dając, pytanie co chcę oddać? Co za tym stoi? Czy jest to dawanie, bo jest mi to niepotrzebne, a komuś może się przydać, czy jest to dawanie z całą energią, która za tym stoi. Czyli jednym słowem próbuje się pozbyć tego, co stoi za tym przedmiotem, który chcę oddać.
No dobrze… Czy to oznacza, że mamy żyć jak sobek nie widząc dalej niż czubek swojego nosa? Absolutnie nie! Kluczem jest samoświadomość i uważność!
Należałoby odróżnić pomaganie od innych czynności. Niekoniecznie musi być to wymiana w formie finansowej, czyli usługa lub sprzedaż… Zróbmy coś wspólnie… Nie ma mowy o tym, że ja ci pomagam, po prostu zróbmy coś wspólnie… Chcę z tobą lub z grupą być i wspólnie zadziałać, bez obciążenia, w równowadze… Każdy na swój sposób robi sobie dobrze, bez żadnego obciążenia…
Czasem najlepszą pomocą, jest powstrzymanie się od wtrącania i tzw. pomocy to bardzo mega ważne jest…
Po drugiej stronie medalu jest odwaga w dbałości o swoje granice… Bardzo ważna umiejętność… Będąc atakowany pomocą, mieć odwagę grzecznie podziękować, a jeśli grzecznie nie pomaga, to jebnąć pięścią w stół i pokazać drzwi wyjściowe „pomagaczowi”!
I na koniec będąc świadomym, należy podać pomocną dłoń tam gdzie to konieczne i zostawić człowieka samemu sobie nie odbierając mu jego zmagań, trudu odnalezienia siebie i swojej drogi, nie odbierając mu jego życia, bo odbierając mu część jego życia, odbieramy też konsekwencje, a pewnie tego nie chcemy…